To także opcja dla wszystkich, którzy w pobliżu nie mają sklepów specjalistycznych – czyli dla ogromnej większości Polaków.
A co to za butelka? To Champagne de Linieres.
Wino generalnie w sieci zbiera pozytywne recenzje. Nawet na Winicjatywie uniknęło chłosty. RedNacz pisze o nim:
Z degustowanych win dobre wrażenie zrobił Champagne De Linières, świeży, jabłkowy, przyjemnie półwytrawny, dostępny w bardzo konkurencyjnej cenie 69,99 zł – wart uwagi, gdy bez wydawania majątku chcemy mieć słowo „Champagne” na etykiecie.
Wino na pewno warte uwagi. Szampan w przystępnej cenie nie trafia się codziennie! Kolor ma delikatnie żółtawy, bardzo ciekawy i złożony nos gdzie na początku aromaty sera pleśniowego, orzechów, pieczonego chleba, które potem zyskują “jabłkowości” dzięki czemu po chwili pachnie nieco jak cydr. Oczywiście znacznie subtelniej i w sumie bardzo przyjemnie.
A w smaku zgrane, orzeźwiające i przyjemne, z nieco dominującą kwasowością, która zdaje się być silniejsza niż reszta wina. W finiszu orzechowo jabłkowe niuanse i miły wieczór gwarantowany.
Przyznam, że to jeden z ciekawszych budżetowych szampanów – pachnie bardzo ładnie, smakuje w porządku – można brać jak jest okazja i chodzić się nie chce
Życzę byście kupowali go codziennie w Żabce razem z bułeczkami i serkiem na śniadanie
]]>
Przygotowując się do tej imprezy zakupiłem spontanicznie (w TK MAXX) książkę „The French Kitchen Cookbook”. Poza tym, że pobieżna jej lektura obudziła mnie delikatnie z mojego włoskiego snu, to zainspirowała mnie w kwestii bąbelkowych przekąsek. Od dawna wiadomo, że ryby pasują do białego wina, lecz przy szampanie powinny to być ryby podane w bardziej wyrafinowany sposób. Korzystając z mojego nowego nabytku, postanowiłem przygotować tatar z łososia.
Nie byłbym sobą, gdybym nie dodał czegoś od siebie. Nie posiadam jeszcze takich metalowych ringów (jak na zdjęciu z książki), więc zdecydowałem, że ze względu na nieformalny charakter spotkania podam przekąskę w plastikowych kubkach. Jeśli urządzasz prawdziwy piknik, to wystarczy przygotować wszystko w domu i na dwór zabrać tylko gotowe tatarowe kubki. Kolejną zmianą było zastąpienie cream cheese twarogiem z koziego mleka.
Jak przystało na serwowane na surowo potrawy, wszystko musi być maksymalnie świeże i przygotowywane z rygorystycznym podejściem do higieny. Ryby nie musi być dużo, więc radzę kupić ją w droższym sklepie z delikatesami. Powiedzcie sprzedawcy, że chcecie zjeść ją na surowo, wtedy na pewno doradzi lub odradzi taki zakup
Prawda jest taka, że tatar z łososia odpowiednio zamarynowany smakuje jak ryba poddana obróbce cieplnej. Moi goście sami się zdziwili, kiedy powiedziałem im, że właśnie zjedli surową rybę…
Przepis: Tatar z łososia po francusku (4 porcje).
1. Oczyść rybę ze skóry i ości. Opłucz i dokładnie osusz ręcznikiem papierowym. Pokrój na mniejsze kawałki i połącz z solą morską, pieprzem, cukrem i koperkiem. Marynata musi dokładnie przylegać do ryby. Pojemnik, przykryty folią spożywczą, włóż do lodówki przynajmniej na 24 godziny (max. do 48h). W tym czasie raz obróć rybę .
2. Przed podaniem wlej do miski sok z cytryny z posiekanym estragonem i musztardą. Dopraw pieprzem. Wyciągnij rybę z lodówki i usuń nadmiar marynaty. Posiekaj na drobne kawałki i połącz miksturą w misce.
3. Aby zrobić topping, połącz ser ze szczypiorkiem i papryką. Dobrze wymieszaj. Jeśli posiadasz ringi, to do połowy, na spodzie umieść łososia. Dobrze przyciśnij do talerza. Ser rozprowadź na górze i delikatnie wyciągnij ring. Jeśli ringów nie posiadasz, nałóż rybę do przezroczystego naczynia (może być szklanka). Na to, za pomocą rękawa cukierniczego nałóż ser. Podawaj przybrane szczypiorkiem i/lub koperkiem.
Bon appetit!
Wpis powstał przy współpracy z firmą Pernod Ricard, właścicielem marek win australijskich Jacob’s Creek oraz francuskich szampanów Mumm.
Autorem tekstu jest Tomek Czajkowski z bloga Magiczny Składnik.
]]>Nie ma szampan ze mną łatwo, ale to nic, i tak go uwielbiam. Ma w sobie to coś, to samo co każe Ci oglądać się za mijającą Cię maską Ferrari na ulicy i za czerwoną sukienką. Szampan jest sexy, pociąga! Jest jak młoda, atrakcyjna, zwariowana, ale kulturalna dziewczyna. Można na jej punkcie stracić zmysły, oszaleć!
W tym szaleństwie jest metoda, szczególnie jeśli ktoś inny sponsoruje ci tę przyjemność. Do naszej działalności popularyzującej bąbelki dołączyła firma Pernod Ricard, właściciel tak zacnych marek alkoholi jak Jacob’s Creek (australijskie wina), Mumm (szampany, którymi oblewają zwycięstwa kierowcy Formuły 1), Perrier-Jouët (wykwintne szampany). Przesyłka zawierała 6 różnych produktów, wypełnionych po brzegi bąbelkami.
Moim zadaniem było przygotowanie kilku potraw, które będą idealnie pasowały do tych win. Coś mi tu jednak nie pasowało. Jak to? Mam sam popijać szampana stojąc nad garami? Co to, to nie. Postanowiłem więc zaprosić kilku zaufanych przyjaciół. którzy równie jak ja lubią dobrze dobrze przygrzać i zjeść. No przynajmniej to ostatnie.
Wszystko miało odbyć się pewnej pięknej, słonecznej i upalnej niedzieli. Miał być piknik w jednym z warszawskich parków, miał być kocyk, 5 dań, gra w bule, badminton, schłodzony szampan, który wydawał się idealny by ugasić żar sierpniowego słońca. Czego chcieć więcej od dobrze spędzonej niedzieli? Kulminacja weekendu. Jak się okazało jednak, sprawiedliwościowi i ludowym przysłowiom stało się zadość – niedziela, dzień cwela… Niebo, chmurami zastąpiło, zbierało się na burzę, na deszcz. Zostaliśmy więc w mieszkaniu Fab Karolajny, która udostępniła apartament w celu przygotowania potraw na piknik, jak się później okazało pikniku w loggi.
Goście przybyli, godnie ubrani, paletki, koce pod pachą, więc trzeba było ich pomimo przeciwności losu godnie przyjąć. Nie będę już pisał i pokazywał na zdjęciach, że jednak po dwóch czy czterech butelkach rozścieliliśmy w końcu koc na podłodze w salonie. Mhm, zdjęcia do wiadomości redakcji..
Wracając do meritum. Zależało mi by impreza była zorganizowana z klasą, ale bez nadęcia. Mieliśmy się bawić na powietrzu, więc pomijając kwestię legalności tego zgromadzenia potrawy miały być proste, podawane na plastikowych talerzykach i kubeczkach, ale przygotowane z dobrej jakości składników. Jakbym zamknął oczy, widziałem sceny z filmu Maria Antonina i zdjęcia z prześmiewczego kanału na Tumblerze – Rich Kids od Instagram. Bo ja, drodzy państwo, piję szampana ironicznie.
Jak się okazało, każdy z zaproszonych gości miał swój unikatowy wkład w imprezę:
Kacper, już dawno zwolnił blogera Mr Vintage, co potwierdził swoim lekkim, piknikowym outfitem.
Agnieszka uczyła, niczym Jolanta Kwaśniewska bezę, jak otwierać szampana by nie uronić kropli. Ja bym pewnie wylał trochę by oddać cześć szampańskim bogom.
Adrian samodzielnie znalazł nową modę w męskim modelingu – male food design.
Fab Karolajna i Sandra swoim szaleństwem stanowiły idealną metaforę wybujałej natury win musujących
Czuję, że mój monolog od początku wieje dygresją. Co więc ugotowałem? Postawiłem na tzw. finger food. Coś co możesz porwać z talerza i przechodząc obok stołu, bo przecież nie będziemy siedzieli przy stole. Szampan kojarzy mi się z dynamizmem, potrawy powinny być dostępne na zawołanie.
Pierwsze na talerzu wylądowały moje popisowe (drugi raz je piekłem) kruche ciasteczka z anchois, parmezanem i czarnymi oliwkami. Krakersy te, są tak intensywnie pyszne w smaku, że równie dobrze można było by je zjeść same. Schować się z butelką szampana w szafie pożerając je na sucho. Nic z tego. Miało być z klasą i z kopyta, więc podałem je z kremem zrobionym z koziego sera, przykryte wędzonym łososiem lub czarnym kawiorem. Mało jadłem, gdyż tradycyjnie biegałem z nożem i lufą od aparatu. Cały ja.
Na drugi ogień poszedł łosoś, lecz z deka bardziej świeży bo surowy. Tatar z łososia podpatrzyłem w specjalnie zakupionej z okazji pikniku książki o kuchni francuskiej. Marynowany całą noc w morskiej soli i koperku z dodatkiem musztardy z Dijon. Wszystko to przykryte warstwą buforową cream cheese. Niestety nie było świeżych ostryg w sklepie (nie było nas na nie stać).
Czymś co mogę nazwać swoistym blockbusterem na przyjęciu były jednak mini quiche z cukinii, z zatopionym w środku kawałkiem gorgonzoli. Gwiazda wieczoru. Proste i genialne.
Ostatnim daniem, które nadawało się do fotografowania była tarta cytrynowa na deser. Niestety reszta potraw, czyli: bajgle z pieczonym kurczakiem i drożdżowy placek śliwkowy nie doczekały się końca baterii w moim Nikonie i będą się domagały powtórki z rozrywki, tym razem mam nadzieję na prawdziwym kocyku, w prawdziwym parku.
Wpis powstał przy współpracy z firmą Pernod Ricard, właścicielem marek win australijskich Jacob’s Creek oraz francuskich szampanów Mumm.
Autorem tekstu jest Tomek Czajkowski z bloga Magiczny Składnik.
]]>