Do lekkiej goryczy szparagów idealnie komponuje się biała cykoria, która jak się okazało świetnie smakuje na ciepło. Gorycz cykorii przyjemnie łagodnieje. By dodatkowo zbalansować moje risotto, użyłem półwytrawnego wina musującego. Można powiedzieć, że podczas gotowania bąbelki i tak uciekną. Prawda, ale ja miałem ochotę na musujące wino (ja użyłem Mscato od Jacob’s Creek) do tego risotto, a uważam, że powinno się do niego wlewać wino, które zaraz wypijemy. Najlepiej pierwszy kieliszek podczas gotowania
Przepis: Risotto z mrożonymi szparagami, cykorią i winem musującym.
Składniki:
Wykonanie:
1. Generalnie sposób wykonania będzie taki sam, jak w przypadku przepisu na risotto bianco z białymi szparagami. Wykorzystaj składniki odpowiednie dla tego przepisu. Zielone szparagi świeże lub mrożone pokrój na kilku centymetrowe kawałki. Cykorię pokrój na drobne paski. Usmaż w tym samym czasie, co szparagi. Reszta przepisu to ten sam schemat jak wyżej. Smacznego!
Autorem tekstu jest Tomek Czajkowski z bloga Magiczny Składnik.
Fantastyczne wrażenia z wersji Brut powtórzyły się i tu. Jednak najciekawszy jest smak tego wina. Wersja brut wymaga pewnego obycia z dużą kwasowością w winie i niewielkim cukrem resztkowym. Takie wina sa mocno kwaśne, wytrawne – nie każdemu przypadną do gustu.
Tutaj mamy szampana, którego pokochać może każdy!!
Lekko słodkawe odczucia ładnie balansują się z wysoką kwasowością wina. To świetny wybór dla tych, którzy potrzebują czegoś „na specjalną okazję” ale nie są wytrawnymi miłośnikami kwaśnych smaków. Bardzo przyjemne wrażenia! Delikatne, wyważone.
Wino oczywiście świetnie sprawdza się solo jako główny aktor wieczoru, ale równie dobrze może być łączone z lekkim i pysznym jedzeniem – sushi, delikatnie przyrządzone owoce morza przystawki.
Wino dostarczył dystrybutor.
]]>Klasyka od G.H. Mumm – Cordon Rouge – podstawowa i najbardziej klasyczna butelka Mumma. To wytwór Georga Hermana Mumma, to jego cuvee znajduje się w tym pięknym opakowaniu. Czerwona wstążka jest znakiem rozpoznawalnym chyba na całym świecie. To jedna z najpopularniejszych marek szampanów na świecie. To właśnie ta butelka z tą czerwoną wstążeczką stała się też ikoną całej wytwórni.
W środku głównie Pinot Noir, Chardonnay oraz Pinot Meunier + 1/4 dodatku „od serca” – z reservy – poprzedncih roczników. W środku szaleją Grand Cru i Premier Cru. Każdy szczep jest winifikowany osobno a dopiero później łączony, także z dodatkiem wspominanej reservy. A efekt – bajkowy!. Jak to mówią w Mumm – „Only the best”. Coś w tym jest.
A w środku?
Uwielbiam to w szampanach – to czego nie ma w cavie, w prosecco – to wino jest perliste. Niemal jak woda, niemal bez koloru. Jakby krystaliczne, błyszczące, usiane drobnymi (ukochanymi) bąbelkami. W nosie wyczuwalna jest skórka chleba i migdały. Wnosząc po aromacie wino jest mocno wytrawne, ze znaczną kwasowością, ożywcze. Czuć nieco melona ale głównie krystaliczna ożywczość. Jak woda mineralna tylko taka… doskonała. Jak się pij takie wina to faktycznei nabierasz przekonania ze moglbyś je pic na sniadanie. Gdyby tylko ktoś płacił… Bo butelka kosztuje najmarniej 200 PLN.
Ale trzeba przyznać – czasami warto zapłacić Szczególnie gdy macie naprawdę radosną okazję do świętowania. Bo do tego to wino nadaje się najlepiej. Do radowania, do cieszenia się! Idealnie sprawdzi się też do wytwornej kolacji – także tej przygotowanej z sercem i miłością w domu. Niech będzie lekka i wytworna, niech to Mumm gra główną rolę – jest pyszny!
Tą butelkę opisywaliśmy dzięki Pernod Ricard – dystrybutorowi. Dzięki! Było pysznie.
A tutaj poznacie 100 zasad protokołu- jak postępować z szampanem, jak chłodzić szampana, jak podawać szampana, jakie do szampana dobrać kieliszki – nie musicie traktować tego jako „konieczność”, potraktujcie jako wskazówki – gdy będziecie tak celebrować to wydarzenie to będzie ono naprawdę wyjątkowe!
]]>Nie ma szampan ze mną łatwo, ale to nic, i tak go uwielbiam. Ma w sobie to coś, to samo co każe Ci oglądać się za mijającą Cię maską Ferrari na ulicy i za czerwoną sukienką. Szampan jest sexy, pociąga! Jest jak młoda, atrakcyjna, zwariowana, ale kulturalna dziewczyna. Można na jej punkcie stracić zmysły, oszaleć!
W tym szaleństwie jest metoda, szczególnie jeśli ktoś inny sponsoruje ci tę przyjemność. Do naszej działalności popularyzującej bąbelki dołączyła firma Pernod Ricard, właściciel tak zacnych marek alkoholi jak Jacob’s Creek (australijskie wina), Mumm (szampany, którymi oblewają zwycięstwa kierowcy Formuły 1), Perrier-Jouët (wykwintne szampany). Przesyłka zawierała 6 różnych produktów, wypełnionych po brzegi bąbelkami.
Moim zadaniem było przygotowanie kilku potraw, które będą idealnie pasowały do tych win. Coś mi tu jednak nie pasowało. Jak to? Mam sam popijać szampana stojąc nad garami? Co to, to nie. Postanowiłem więc zaprosić kilku zaufanych przyjaciół. którzy równie jak ja lubią dobrze dobrze przygrzać i zjeść. No przynajmniej to ostatnie.
Wszystko miało odbyć się pewnej pięknej, słonecznej i upalnej niedzieli. Miał być piknik w jednym z warszawskich parków, miał być kocyk, 5 dań, gra w bule, badminton, schłodzony szampan, który wydawał się idealny by ugasić żar sierpniowego słońca. Czego chcieć więcej od dobrze spędzonej niedzieli? Kulminacja weekendu. Jak się okazało jednak, sprawiedliwościowi i ludowym przysłowiom stało się zadość – niedziela, dzień cwela… Niebo, chmurami zastąpiło, zbierało się na burzę, na deszcz. Zostaliśmy więc w mieszkaniu Fab Karolajny, która udostępniła apartament w celu przygotowania potraw na piknik, jak się później okazało pikniku w loggi.
Goście przybyli, godnie ubrani, paletki, koce pod pachą, więc trzeba było ich pomimo przeciwności losu godnie przyjąć. Nie będę już pisał i pokazywał na zdjęciach, że jednak po dwóch czy czterech butelkach rozścieliliśmy w końcu koc na podłodze w salonie. Mhm, zdjęcia do wiadomości redakcji..
Wracając do meritum. Zależało mi by impreza była zorganizowana z klasą, ale bez nadęcia. Mieliśmy się bawić na powietrzu, więc pomijając kwestię legalności tego zgromadzenia potrawy miały być proste, podawane na plastikowych talerzykach i kubeczkach, ale przygotowane z dobrej jakości składników. Jakbym zamknął oczy, widziałem sceny z filmu Maria Antonina i zdjęcia z prześmiewczego kanału na Tumblerze – Rich Kids od Instagram. Bo ja, drodzy państwo, piję szampana ironicznie.
Jak się okazało, każdy z zaproszonych gości miał swój unikatowy wkład w imprezę:
Kacper, już dawno zwolnił blogera Mr Vintage, co potwierdził swoim lekkim, piknikowym outfitem.
Agnieszka uczyła, niczym Jolanta Kwaśniewska bezę, jak otwierać szampana by nie uronić kropli. Ja bym pewnie wylał trochę by oddać cześć szampańskim bogom.
Adrian samodzielnie znalazł nową modę w męskim modelingu – male food design.
Fab Karolajna i Sandra swoim szaleństwem stanowiły idealną metaforę wybujałej natury win musujących
Czuję, że mój monolog od początku wieje dygresją. Co więc ugotowałem? Postawiłem na tzw. finger food. Coś co możesz porwać z talerza i przechodząc obok stołu, bo przecież nie będziemy siedzieli przy stole. Szampan kojarzy mi się z dynamizmem, potrawy powinny być dostępne na zawołanie.
Pierwsze na talerzu wylądowały moje popisowe (drugi raz je piekłem) kruche ciasteczka z anchois, parmezanem i czarnymi oliwkami. Krakersy te, są tak intensywnie pyszne w smaku, że równie dobrze można było by je zjeść same. Schować się z butelką szampana w szafie pożerając je na sucho. Nic z tego. Miało być z klasą i z kopyta, więc podałem je z kremem zrobionym z koziego sera, przykryte wędzonym łososiem lub czarnym kawiorem. Mało jadłem, gdyż tradycyjnie biegałem z nożem i lufą od aparatu. Cały ja.
Na drugi ogień poszedł łosoś, lecz z deka bardziej świeży bo surowy. Tatar z łososia podpatrzyłem w specjalnie zakupionej z okazji pikniku książki o kuchni francuskiej. Marynowany całą noc w morskiej soli i koperku z dodatkiem musztardy z Dijon. Wszystko to przykryte warstwą buforową cream cheese. Niestety nie było świeżych ostryg w sklepie (nie było nas na nie stać).
Czymś co mogę nazwać swoistym blockbusterem na przyjęciu były jednak mini quiche z cukinii, z zatopionym w środku kawałkiem gorgonzoli. Gwiazda wieczoru. Proste i genialne.
Ostatnim daniem, które nadawało się do fotografowania była tarta cytrynowa na deser. Niestety reszta potraw, czyli: bajgle z pieczonym kurczakiem i drożdżowy placek śliwkowy nie doczekały się końca baterii w moim Nikonie i będą się domagały powtórki z rozrywki, tym razem mam nadzieję na prawdziwym kocyku, w prawdziwym parku.
Wpis powstał przy współpracy z firmą Pernod Ricard, właścicielem marek win australijskich Jacob’s Creek oraz francuskich szampanów Mumm.
Autorem tekstu jest Tomek Czajkowski z bloga Magiczny Składnik.
]]>Karol na dotrzechdych.pl napisała o nim:
To jest wino, które każda kobieta pokocha. Jednak nie jest to wino wyłącznie dla kobiet.
I wszystko to prawda – kobiety się w nim kochają – wystarczy dać im spróbować. Podczas jednego z winnych spotkań, zaczęliśmy degustację właśnie od tego wina. Stało się tematem wieczoru i do dziś dzień kilka osób poluje na nie chciwie w sklepach.
No ale warto by rzec dwa słowa o samym winie – w kieliszku wino dwubiegunowe – słodko-kwaśne. Bardzo wyraźny cukier ładnie równoważony jest intensywną kwasowością, co sprawia, że wino to pije się niezwykle przyjemnie i bezpretensjonalnie. Tropikalne owoce, brzoskwinie i melon to główne nuty, których się możemy w nim doszukać. Wszystko świeże i przyjemne przez co aż samo się prosi by schłodzić i cieszyć się nim. Tylko 8,4% alkoholu – tak w sam raz, i dzięki temu można się nim dłużej rozkoszować. Wino to produkowane jest ze szczepu Muscat, zbieranego wg zapewnień producenta w nocy.
Z czym je łączyć?
To wino idealnie smakuje… samo! Będzie cudownym wręcz zamiennikiem najczęściej nieznośnych substytutów wina podawanych jako „szampan” na weselach. Szczerze -gdybym miał jeszcze raz organizować własne – zainwestowałbym w tych kilka butelek Moscato Jacob’s Creek po to by tą uroczystość rozpocząć naprawdę fajnym i radosnym winem.
A gdyby poszukać potraw idealnych – ciasta i desery z brzoskwiniami, gruszkami – sernik, sernik na zimno, ale także np tarta z brzoskwiniami.
Na sstarwines.pl również się podobało:
Na Moscato ciężko się zawieść, wiadomo, że zawsze aromatyczne i tak też było tym razem, fajna landrynka. W smaku słodkawe, lekko kwaskowe – świetne tarasowe popitko, nawet jak się tarasu nie ma i na pikniku na trawie usiądzie. Smaczne. Oprócz owocowych nut, pachnie lekko jak szampan, piekarniane klimaty, drożdże, bułeczki i takie tam. Bardzo przyzwoite. Piana dla Afrodyty, tu nie ma subtelnych bąbelków.
Podobnie smakowało Mariuszowi z pisanewinem.pl, który próbował go razem z truskawkami zapiekanymi w zabaglione.
Na tej samej kolacji była też autorka bloga Podróże od kuchni, której także Moscato Jacob’s Creek bardzo przypasował – podobno głównie w kontekście celebrowania chwili
I wreszcie nadszedł czas na deser, czyli truskawki zapiekane w zabaglione. Zdążyłam już zatęsknić na truskawkami, a te – w połączeniu z Jacob’s Creek Moscato – były wyśmienite. Samo wino lada chwila zadebiutuje na polskim rynku. Musujące i bardzo słodkie, jest wprost idealne na przyjęcie imieninowe lub sylwestra.
Karol napisała, że i płci brzydkiej się podoba a tutaj najepszy dowód – Winiacz także pozytywnie o tym niezwykle przyjemnym winie.
Podsumowując: nie znam nikogo, kto by choć troszeczkę się nie uśmiechnął z powodu tego wina. Idealne dla tych, którzy win nie lubią za ich cierpkość i kwaśność, świetne dla tych, którzy kochają wina musujce, pasuje tym, którzy lubią słodkie a i zaskoczy miłośników win wytrawnych. Świetne do deserów ale najlepsze samo – do cieszenia się chwilą. Na sylwestra, na początkowy kieliszek na weselu, dla uczczenia końca studiów czy z okazji imienin. Szczególnie, że dostępne w szerokiej dystrybucji.
]]>